Bóg dał mi najlepszą pracę na świecie

Bóg dał mi najlepszą pracę na świecie

To już 3. wpis z serii „co 2. piątek opisuję ważne historie z mojego życia”. Bardzo się cieszę z efektów, jakie wywołały moje 2 poprzednie wpisy. Dostałem kilka prywatnych wiadomości i telefonów, mogłem odnowić parę starych znajomości, a także mogłem poznać Waszą perspektywę i porozmawiać z Wami w komentarzach.

Dziś będzie konkret, który wielu z Was mocno zaskoczy. Ten wpis będzie bardzo praktycznym przykładem, jak w moim życiu działał Bóg.

Jedna z bardziej nieprawdopodobnych historii dotyczących mojego życia dotyczy mojej pracy zawodowej. Tak naprawdę, jest to też dla mnie okazja do super klarownego wyłożenia tej historii. Wielu z Was ją już słyszało, w mniejszym lub większym zakresie.

Żeby zrozumieć kontekst, zacznijmy kilka lat wcześniej. Uważam, że idealnym wstępniakiem do tego wpisu będzie mój wpis sprzed 3 lat, który umieściłem na swoim blogu – „Kluczowa dobra decyzja w moim życiu – nie wziąłem drugiego kierunku studiów„.

Dla tych, którym się nie chce czytać powyższego wywodu, zrobię teraz skrót. Gdy byłem uczniem LO, to postawiłem wszystko na swój rozwój matematyczny. Zostałem laureatem Olimpiady Matematycznej, więc nie musiałem pisać matury z matematyki, a także miałem wolny wstęp na dowolny interesujący mnie kierunek studiów. Pomimo szerokich możliwości, nie zdecydowałem się na „ambitniejszą” opcję studiowania matematyki z informatyką, lecz zdecydowałem się na samą matematykę. Mimo ówczesnej świadomości, że są szerokie możliwości pracy zawodowej po moich studiach, co pewien czas mocno się obawiałem, co będzie z moją przyszłością w tej kwestii. Szczegóły w powyższym wpisie.

Idąc dalej, po drodze szukałem Boga i się do Niego nawróciłem (wg moich zapisków, dnia 2013.04.28, czyli pod koniec 4. roku studiów), o czym dokładnie napisałem 4 tygodnie temu. Mimo zaufania i oddania się w posłuszeństwo Bogu, dziś widzę, że wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo praktycznie jest On w stanie zainterweniować w moim życiu.

Dnia 2013.05.07 (czyli 9 dni po nawróceniu) nie mogłem wstać z łóżka. Tak na poważnie – nie pamiętam ani wcześniej ani później dnia w swoim życiu, w którym naprawdę praktycznie cały dzień przeleżałem w łóżku (czyli razem ok. 32h ciągiem), głównie śpiąc, wołając do Boga, myśląc, płacząc i obracając się na drugą stronę. To było tuż po moim nawróceniu, więc czy nie powinienem przeżywać ekstazy? Nie, bo tego dnia jakoś wyjątkowo dobitnie zdałem sobie sprawę, że 3 ważne obszary mojego życia są w tragicznym stanie. Modliłem się więc do Boga tak szczerze, jak nigdy wcześniej, o pomoc w tych 3 obszarach. Odpowiedzi na WSZYSTKIE 3 modlitwy zaczęły już być widoczne w ciągu najbliższych 4 dni (a potem wszystko stawało się jeszcze bardziej klarowne). Te tematy to:

a) Przekonanie o swojej beznadziejności w relacjach damsko-męskich – to na inny wpis 😉

b) Myślałem o sobie, że nie jestem warty niczyjego zainteresowania – przez około 10 dni, dzień w dzień dzwoniły osoby, które albo cały czas były blisko mnie, a ich nie doceniałem, albo ludzie, z którymi nie rozmawiałem kilka lat i nagle się okazało, że są w Warszawie (pomimo, że są z różnych zakątków Polski) i chcą porozmawiać. Pisałem o tym 4 tygodnie temu.

c) Nie byłem pewny, co tak naprawdę chciałbym robić w życiu – nagle, pod prysznicem, dostałem pewien obraz na temat pracy z matematyką. Takie coś miałem raz w życiu. Nazwijmy to wizją. Brałem prysznic, i nagle, zamiast widzieć łazienkę dookoła mnie, zobaczyłem przed oczyma siebie tworzącego jakiś portal matematyczny w Internecie.

Powiem Wam, że efektem tej wizji było to, że przez jakiś czas próbowałem zatrudnić się do pracy przy tworzeniu jakiegoś portalu matematycznego. Stwierdziłem, że chcę być totalnie poddany Bogu, więc jak On coś pokazuje – to ja to robię. Niestety, nigdzie ostatecznie nie znalazłem tej pracy, co mnie zdziwiło – przecież Bóg tak powiedział! Wspomnę teraz tylko tyle, że o co dokładnie chodziło w tej wizji, zrozumiałem dopiero po 7 kolejnych latach. W skrócie – teraz tworzę swój mały matematyczny kącik w Internecie, który pomaga mi w mojej pracy z uczniami 🙂

Na parę miesięcy zapomniałem o tej wizji, bo zaczęły się dziać inne ważne sprawy. W końcu miałem jeszcze rok studiów przed sobą. Dodatkowo, byłem świeżo nawrócony, bez ludzi wokół siebie, którzy by mi pomogli ustabilizować moją więź z Bogiem. Z jednej strony gorliwy dla Boga, z drugiej strony kreujący własne plany. I tak kombinowałem:

* rodzice namawiają na doktorat – choć mnie magisterka z wielu powodów już mocno męczyła,

* koledzy namawiają na karierę w Polsce w korporacji – choć wizja takiego życia nie była dla mnie pociągająca,

* ja rozważający zostanie po studiach w Holandii, programowanie, statystyka, zarabiający worek pieniędzy – choć nie miałem tu żadnych konkretów.

Tak, padło słowo Holandia. Rok akademicki 2013/14 spędziłem na uczelni VU w Amsterdamie. Dzięki pewnej możliwości, skończyłem studia z dwoma dyplomami mgr – holenderskim, na VU, z dziedziny Stochastics and Financial Mathematics i polskim, na UW, z Matematyki, na specjalności metody matematyczne w finansach.

Ale zanim to, jak pamiętacie z wpisu sprzed 4 tygodni, świadomie byłem gotowy na posłuszeństwo Bogu. Rzuciłbym te studia (choć samą matematykę bardzo lubiłem), gdybym odebrał od Niego, że mam zrezygnować z tych studiów, nawet na 5. roku. Okazało się jednak, że zamiast rzucić matematykę, związałem się z nią na dużo dłużej. I widziałem w tym prowadzenie Boga.

W 2013.09 przypomniałem sobie na poważnie, że oprócz pomysłu rodziców, kolegów i mojego, dużo ważniejszy będzie pomysł Boga na moją pracę. Więc zacząłem systematycznie pytać Go, czy jest jakaś praca, którą On by chciał, abym ja ją wykonywał.

Sprawy potoczyły się szybko.

Miałem sen, w którym wyraźnie usłyszałem krótki zwrot: „Idź za pasją!”. Takie coś miałem z 2 razy w swoim życiu (wyraźne słowa przez sen, które rozpoznałem jako działanie Boga). Tu nie zanotowałem daty, ale było to ok. 2013.09.

Zacząłem zatem rozważać, co jest moją pasją. I doszedłem do wniosku, że cały czas w trakcie studiów (i trochę po nich) pomagałem w przeprowadzaniu Olimpiady Matematycznej, licealistów, jak i gimnazjalistów. Cały czas miałem duży pociąg do matematycznych zagadnień, które nie wymagały dużej wiedzy teoretycznej, ale wymagały sprytu i pomysłowości – czyli dziedziny zadań olimpijskich. Zrozumiałem te słowa z mojego snu w taki sposób: powinienem w najbliższym czasie moje życie związać w jakiś sposób z zagadnieniami dotyczącymi Olimpiady Matematycznej.

Co zrobiłem, i w jaki sposób to się praktycznie odbyło, opowiem później. Bo prosiłem Boga jeszcze o potwierdzenia, czy sobie czegoś nie wkręcam. I Bóg był dla mnie wtedy bardzo hojny. Rozpieszczał mnie. Bo dostałem jeszcze 2 potwierdzenia, gdy Go o nie poprosiłem.

2013.09 – Zbieg okoliczności – na forum matematyka.pl, na które ówcześnie zaglądałem już od ok. 7 lat, znalazłem ogłoszenie człowieka, który był pasjonatem w tych samych dziedzinach, co ja, a także szukał osób, które mają tę samą pasję – chodzi tu o edukację (nie taką szkolną), popularyzację matematyki i organizowanie konkursów matematycznych. Pierwszy lat od 7 lat znalazłem tam takie ogłoszenie. Ponadto wszystkie elementy pasowały, włącznie z tym, że ta osoba działała w Warszawie (ach, tak, jeszcze zastanawiałem się, gdzie mam pracować, ale do tego też dojdę). Pewien czas później spotkałem się z tym człowiekiem, ale tego wątku nie będę rozwijał.

2013.09 – Zbieg okoliczności – w tej samej sprawie [matematyki], pewnym priorytetem było u mnie reaktywowanie bardzo fajnego konkursu matematycznego Matmix (rzeczywiście pomogłem go reaktywować, we współpracy z kilkoma osobami, w roku szkolnym 2015/16). Szukałem woli Boga, czy On chce, abym się w to zaangażował. Zupełnie przypadkowo, dowiedziałem się podczas rozmowy ze znajomą, że ona, wraz z kilkoma przyjaciółmi w Polsce, tak po prostu wpadła na pomysł stworzenia i zorganizowania konkursu matematycznego. Przyłączyłem się do nich (konkurs Trąbka Borsuka), pomagając w wymyślaniu zadań będąc zagranicą. Wyszło znacznie lepiej niż sądziłem i bardzo zmieniło to moją wizję organizacji takich konkursów.

Czyli, spinając klamrą to, co się stało, podam cytat z moich notatek z 2013.04: „po pół roku jeszcze dwukrotnie pytałem Boga o to, co dla mnie przewiduje w najbliższym czasie [w kwestii pracy], i w obu przypadkach, w ciągu paru dni, zdarzyło się coś, co było odpowiedzią na moje pytanie.”.

Więc postanowione – matematyka olimpijska. Nie mając szczegółowych koncepcji, postanowiłem, zgodnie ze zobowiązaniem danym Bogu, być Mu posłuszny.

Ale czy we wszystkim widziałem takie szczegółowe prowadzenie Boga, poprzez znaki i spełnione modlitwy oraz skierowanie mojego myślenia na odpowiednie tory?

Nie. Bo czas mijał, a ja zacząłem się zastanawiać, czy wracać do Polski, czy zostać w Holandii – ogólnie, gdzie mam wykonywać swoją przyszłą pracę? Wytrwale pytałem Boga, ale… nic nie odebrałem. Zacząłem więc… się niecierpliwić – „Boże, jeśli nie powiesz mi, gdzie mam wykonywać tę pracę, będę musiał sam zdecydować!”. No przecież! Zrozumiałem! Tak właśnie działa Bóg! Owszem, oczekuje ode mnie, że gdy jasno pokaże nam swoją wolę, to na 100% pójdę za Nim. Ale jak nie jestem w stanie jasno odczytać Jego woli w jakiejś dziedzinie, czy to przez Biblię, Jego osobisty kontakt ze mną, innych ludzi, czy inne drogi komunikacji – to oznacza to, że Bóg daje mi wolność w tej decyzji, i wtedy decyduję wg swojego uznania.

Zdecydowałem się więc wrócić do Warszawy. Powody?

* Język. Bez holenderskiego ten rodzaj pracy byłby bardzo utrudniony w Holandii.

* Znałem Warszawę.

* Znałem specyfikę i środowisko Olimpiady Matematycznej w Polsce.

* Chciałem mówić innym osobom o Bogu, a nie chciałem wówczas tracić czasu na układanie sobie życia w Holandii. Patrząc na owoce – dobrze zrobiłem.

* Mimo pewnego (niewielkiego!) zaangażowania, w czasie tamtego roku akademickiego nie nawiązałem relacji z biblijnie wierzącymi osobami w Holandii. Dużo rzeczy wtedy u mnie szwankowało, rozwój mojego charakteru i więzi z Bogiem był bardzo powolny. Nie chciałem „przepaść” z powodu samotności.

Z historii działania Boga, dodam jeszcze, że w 2014.05 poszukiwałem osoby, która zrobi mi stronę internetową. A raczej nie poszukiwałem, bo dopiero byłem na etapie wymyślania nazwy, kupowania domeny, więc jeszcze nikomu o tym nie mówiłem. I wtedy odezwał się do mnie kolega, który ok. 2 miesiące wcześniej zaczął pracować w firmie informatycznej (co ciekawe, to ten chłopak od samodzielnego nauczenia się programowania w Javie, o którym pisałem w przywołanym wpisie na moim blogu). Zapytał, czy nie znam kogoś, dla kogo on mógłby zrobić stronę internetową, ot tak, żeby mógł sobie poćwiczyć i zdobyć doświadczenie. Poleciłem mu siebie 😉 , i tak powstała ProMatematyka.pl – do dzisiaj mam ten sam identyczny wygląd mojej strony, jaki powstał dzięki niemu w roku 2014 😉

2 dni temu dzwonił do mnie znajomy, którego pytanie było dla mnie jedną z inspiracji do bieżącego wpisu. Dopytał mnie, co miałem na myśli, pisząc nie tak dawno o tym, że „Wybrałem więc taką pracę, że mój dyplom mgr mogę sobie włożyć do szafy, bo równie dobrze mógłbym to robić bez niego.”. Nazwijmy to kosztami mojej decyzji. Jakie to były koszty? Wymienię kilka:

* z takimi studiami, to ludzie robią kariery w korporacjach albo robią doktorat, a nie „bawią się” w matematykę olimpijską, gdzie taka specjalizacja na studiach jest niepotrzebna,

* mój promotor pracy mgr odradzał mi pójście planowaną ścieżką – zalecał wykorzystanie specjalistycznej wiedzy i umiejętności, które nabyłem w trakcie studiów, a, parafrazując, jak już „zrobię coś sensownego”, to na stare lata mogę wrócić do matematyki olimpijskiej,

* jak już pisałem 4 tygodnie temu, nie wiem, czy ktoś rozumiał sens tego, co robię, poza Bogiem, i trochę mną – brak wsparcia nie ułatwiał decyzji,

* gdy poznawałem się z Magdą, moją obecną żoną, wprost zapytała, do jakiego wieku mam zamiar pracować jako korepetytor (w kontekście panującego przekonania: korepetycje to praca dla studentów, a dorosłe osoby już zajmują się czymś innym, bardziej poważnym),

* rodzice namawiali mnie na doktorat, a potem namawiali Magdę, żeby mnie namówiła na doktorat 😉

Napisałem również: „Gdyby nie zaufanie Bogu, to z powodu różnych presji bym się z 3 razy wycofał po drodze. A okazał się [moja praca] to być strzał w dziesiątkę.”. Tak, szczególnie początki były trudne. Dużo rzeczy robionych wolontaryjnie, nabieranie doświadczenia, gdy inni robią doktoraty i kariery. Słabe umiejętności zarządzania czasem, gdy czasem czułem się jak bezrobotny, a czasem siedziałem do 4. w nocy nad dokończeniem pewnych projektów. To była szkoła charakteru. Naprawdę, były sytuacje, gdy moją ostatnią instancją wiary, że to, co robię, powiedzie się, było „Boże, to Ty chciałeś, abym tu pracował, i w tym momencie tylko to mnie utrzymuje na tej ścieżce zawodowej”. Pomogło mi to przejść przez czasy największego rozczarowania i zwątpienia w sens tego, co robię.

Jaka była praktyka mojej pracy? Zaangażowałem się w różne aktywności dotyczące bardzo szeroko pojętej ciekawej matematyki, matematyki olimpijskiej, m.in.:

* wolontaryjnie skontaktowałem się z holenderską drużyną studentów, aby pomóc im przygotować się do IMC (International Mathematics Competition), wspólnie rozwiązując zadania,

* przygotowywanie konkursów łamigłówkowych i matematycznych,

* zaangażowanie się w Komitet Główny i Komitet Zadaniowy Olimpiady Matematycznej Gimnazjalistów, a także większe zaangażowanie w sprawdzanie zadań z OM i OMG oraz obozy naukowe OMG,

* próby udzielania korepetycji, nawet osobom, które nie były w stanie pojąć, że 3:2=3/2 (czyt.: trzy podzielić na dwa to trzy drugie),

* zatrudnienie się w gimnazjum Staszica w Warszawie, z autorskim programem nauczania matematyki,

* zatrudnienie się w liceum Staszica w Warszawie, z autorskim programem nauczania matematyki.

Po czasie się klarowało, co jest warto robić, a co nie warto. W czym się odnalazłem, a w czym się nie odnalazłem. Z tych wszystkich różnych projektów i prac, dziś, po latach, zostały praktycznie tylko korepetycje. W pewnym momencie zadecydowałem, aby ogłosić się jako przygotowujący wyłącznie do konkursów i olimpiad. Matura i inne? Przykro mi, nie zajmuję się tym. Było to ryzykowne, ale okazało się strzałem w dziesiątkę. Zgłasza się do mnie 2-3 razy więcej osób, niż jestem w stanie przyjąć. Nauczyłem się od mądrzejszych ode mnie, aby konkurować jakością, a nie ceną. Dlatego systematycznie podwyższałem stawki za zajęcia, a nadal mam więcej chętnych uczniów, zdeterminowanych do pracy ze mną, niż jestem w stanie przyjąć na zajęcia. Mam więc przywilej wybierać uczniów, u których widzę pragnienie do wzrostu i chęć do nauki, a grafik mam dziś wypełniony na 100% swoich oczekiwań. Jest to praca, z której często wychodzę z myślą „ale fajnie, dziś się dużo nauczyłem od swoich uczniów, pomogli mi lepiej poznać matematykę 🙂 „.

Jest to też duża szkoła charakteru – do dzisiaj moim największym wyzwaniem jest impulsywność i radzenie sobie z emocjami, gdy życie mnie za mocno wyciśnie 😉 . Przez lata zebrałem też dużo sposobów, jak stawać się lepszym nauczycielem – np. stworzyłem sobie checklistę, którą czytam przed zajęciami, abym się odpowiednio skalibrował przed pracą, przypomnieć sobie, jaka jest moja rola, jaka jest rola uczniów. Pomaga mi to być bardziej profesjonalnym i spokojnym, gdy pojawiają się sytuacje, które wyzwalają we mnie negatywne emocje.

Po tym pamiętnym 2013 roku, już nie odbierałem od Boga tak wyraźnych sygnałów w kwestii swojej pracy. Myślę, że fair będzie dodatkowo opowiedzieć o pewnej sytuacji, gdy osobiście odebrałem od Boga, żebym nie kontynuował pracy w szkole.

2017.12.03-04 – W nocy z 3/4 grudnia (nie/pon) sprawdzałem klasówki. Do 2:00 w nocy, a miałem wstać na 8:00. Miałem jednak silne przekonanie, że warto się teraz pomodlić, bo nie spędziłem tego dnia czasu na modlitwie. Pomodliłem się, ufając, że przy okazji Bóg sobie poradzi z moim niewyspaniem. Nie martwiłem się, ale modliłem się, prosiłem i dziękowałem Bogu. Tak z 40 minut.

Mam zanotowane, że w ciągu 2 dni Bóg okazał się ekspertem od różnorodnych spraw technicznych, bo nagle „sama” naprawiła się kontrolka gazu w Fiacie Panda, „sam naprawił mi się GPS w telefonie, a także nagle usunięto mój adres e-mail z pewnej bazy danych, o co prosiłem z 10x, i stanęło na tym, że „tego się nie da zrobić, to niemożliwe”. Ale dziś nie o tym.

W czasie tej modlitwy w nocy dostałem takie słowa w swoich myślach, zacytuję dosłownie: „za 2 lata odejdziesz ze szkoły” (wtedy uczyłem 2. klasę LO). Miałem poczucie, że muszę się do tego jak najlepiej przygotować. Rozważałem, co dokładnie znaczą te „2 lata” – czy ma to być dzień 2019.12.03? Trochę bez sensu, bo wtedy bym ledwie zaczął uczyć nową klasę, i bym się w połowie semestru wymiksowywał ze szkoły 😉 . Jedyne wytłumaczenie, na jakie wpadłem, było takie, że odejdę ze szkoły, gdy doprowadzę bieżącą klasę do końca, tzn. gdy napiszą maturę, będzie to koniec mojej pracy. To było zatem, dokładniej rzecz ujmując, 1,5 roku. Ale nie znalazłem innego sensownego wytłumaczenia tych słów, które odebrałem.

Aha, i tym razem nie było żadnych dodatkowych potwierdzeń. Żadnych. Mimo to, zdecydowałem się za tym pójść. Prawdę mówiąc, jest też duża szansa, że sam bym podjął tym razem taką samą decyzję. Ale tego się nigdy nie dowiem, bo przecież usłyszałem te wspomniane słowa, i wtedy już nie była to jedynie moja decyzja.

Powiem Wam też, że krąży mi gdzieś po głowie myśl, aby zatrudnić do pracy inne osoby – rozwijać swoją firmę. Ale na ten moment, naprawdę kocham to, co robię. Gdybym miał to robić do końca życia, chętnie bym to robił. Myślę, że pracuję chętniej niż kiedykolwiek. Już bardziej chętnie zatrudniłbym jakiegoś szefa nad sobą, abym dalej mógł mieć kontakt z zadaniami olimpijskimi i z osobami chętnymi do nauki. Mam jednak świadomość, że ostatecznie to Bóg decyduje. Nie wiem, jak długo będę wykonywał tę pracę. Jeśli Bóg powie inaczej, jestem zawsze gotowy na przekwalifikowanie.

Ostatnia myśl – nie doświadczałem Boga w ten sposób, gdy nie byłem jeszcze nawrócony. A nawet, gdy już byłem nawrócony, nie w każdym obszarze życia Bóg zadziałał w sposób tak widowiskowy. Ten wpis jest pokazem mocy Boga, a nie standardem, z którym masz się porównywać. Bóg do każdego mówi w inny sposób. Gdy zdecydujesz Mu się podporządkować, znajdziesz drogę, aby się z Nim porozumiewać. Jeśli zaczniesz się porównywać ze mną na podstawie tego wpisu – to znaczy, że zupełnie nie zrozumiałeś/aś tego, co tu pisałem.

Bóg jest the best 🙂

[Wpis ten, mający w swojej serii wpisów nr 03, ukazał się na moim FB w dniu 2021.08.13]