Od lat obserwuję pewne dziwne zjawisko. Ludzie, którzy do niczego nie potrzebują studiów, idą na byle jakie studia. A ludzie, którzy są naprawdę bardzo dobrzy w swoich specjalizacjach i mogą studiować jeden potrzebny im kierunek (no, max. 2) i do tego żyć poza studiami, ciągną zaporowo wiele kierunków studiów.
Wszędzie widzę te same motywacje:
1) „kiedyś mi się to przyda”
2) „przecież teraz każdy wymaga 2/3/4/5 kierunków studiów”
3) „no i oczywiście trzeba płynnie umieć z 3 języki obce”
4) „jak to tak będzie wyglądało bez studiów?”
5) „jestem z tego dobry, więc czemu by nie studiować tego?”
6) „potrzebuję uprawnienia do tego i owego, dla pewności, do bycia lekarzem, prawnikiem i psychologiem.”
7) „a co ja zrobię z czasem?”
Przynajmniej ostatnia motywacja może być zgodna z rzeczywistością 😉 .
Ale prawdziwa motywacja leży dużo głębiej – poświęcę się teraz, bo w przyszłości może dać mi to zwrot. Zaryzykuję studiowanie więcej teraz, bo może się okazać, że to będzie miało kluczowy wpływ na moje życie później.
Prawda jest taka, że biorąc się za jakiekolwiek studia z tym nastawieniem, robisz ogromny błąd. Sam widzę, do jakich chorych sytuacji w moim życiu prowadzi notoryczne nastawienie „a może kiedyś się przyda”, bez zbadania, gdzie to miałoby się tak naprawdę przydać. Pierwszy z brzegu wynik z Google mówi, że ponad połowa Polaków nie pracuje w wyuczonym zawodzie. Ich studia były niepotrzebne w życiu zawodowym. 5 lat źle zainwestowanych.
Poza tym – czemu wybierać akurat studia wyższe jako formę nauki jakiegoś zagadnienia? Poznałem ostatnio sporo osób z Ukrainy. Chcąc się z nimi bliżej zapoznać, zacząłem uczyć się rosyjskiego, uczę się przez Skype rozmawiając z jedną osobą oraz regularnie robię codzienną „lekcję” na Duolingo. Studia nie są tu najlepszym pomysłem.
Mój kolega skończył 5 lat budownictwa. Potem stwierdził, że ma beznadziejne perspektywy na rynku pracy, przez 6 miesięcy nauczył się programować w Javie, załapał się na staż, do pracy, i od ok. 3 lat jest zadowolonym ze swojej pracy programistą. Wcześniej praktycznie nie miał nic wspólnego z programowaniem. Postąpił bardzo mądrze – nie brnął w błąd, którym dla niego było budownictwo (choć wiedział, że jeszcze tylko x lat i zdobędzie upragnione uprawnienia…), tylko poświęcił te 6 miesięcy na naukę czegoś, co było dla niego naprawdę przydatne 🙂 .
Ja sam, gdy studiowałem, bardzo dużo czasu myślałem nad tematem studiowania wielu kierunków. Liceum skończyłem z tytułem laureata Olimpiady Matematycznej. Miałem wolny wstęp na każdy interesujący mnie kierunek studiów. Dużo moich znajomych szło na 6-letnie Jednoczesne Studia Informatyczno-Matematyczne (JSIM) na MIM UW. I ja też tak chciałem. Pod koniec LO uważałem się za ambitnego pasjonata matematyki, który przy okazji wiąże przyszłość z informatyką. I wszystko szło zgodnie z planem, zapisałem się na ten kierunek i czekałem na przyjęcie.
Ostatniego dnia rekrutacji zmieniłem jednak zdanie. Zrezygnowałem z ubiegania się o JSIM. Im bardziej zbliżał się koniec rekrutacji, tym więcej miałem wątpliwości co do JSIM. Pomogła mi rozmowa na Gadu-Gadu 😉 z moim znajomym, który mógł się wypowiedzieć z perspektywy studenta. Mówił mi o osobach, które szły na studia z podobnymi nadziejami do mnie. Że większość z nich nie ukończyła tego podwójnego kierunku. Że dużo z nich miało parę lat stresującego życia. Że później i tak rezygnowali z jednego z tych kierunków studiów. Że, na tyle, na ile on mnie zna i obserwuje podobne osoby, to nie będę zadowolony z tych studiów.
Teraz mi to łatwo pisać – ale dokładnie to samo widzę aż do dzisiaj wśród osób, które idą na JSIM – do podwójnej magisterki wytrwają nieliczni, część osób z ogromnym bólem dociągnie do podwójnego licencjatu, a większość bardzo szybko rezygnuje z jednego z tych dwóch kierunków – niektórzy prawie natychmiast, niektórzy po roku, niektórzy po dwóch, a niektórych zmusza do tego niezdany przedmiot 😛 .
Wśród ogromnej niepewności, poszedłem wówczas do rodziców i powiedziałem, że zamiast JSIM wybrałem matematykę. Pamiętam, że któryś z rodziców stał „w oknie” i patrząc się w dal, mówił/a drżącym głosem coś w stylu „a to już nie lepiej wziąć informatykę, żebyś potem miał pracę?”. Znając siebie, zdecydowanie bardziej wolałem matematykę, a na tyle, na ile się wtedy orientowałem, o pracę po tym kierunku nie powinienem się martwić na zapas. Nie chciałem przez kolejne 5-6 lat trzymać wielu nadziei za ogon, bo koszt był zbyt duży – ogromne poświęcenie czasowe.
Po kilku dniach rodzice zrozumieli moje motywy, że ten podwójny kierunek byłby kompletnie dewastujący dla mojego życia – nie miałbym czasu na nic, poza studiami. Mimo to, jeszcze przez długi czas namawiali mnie na ten drugi kierunek. Ich filozofia na temat rynku pracy była prosta – „weź więcej kierunków studiów, będziesz miał lepszą pracę”. Bardzo ładnie to brzmi, ma tylko mały minus – jest to niezbyt powiązane z rzeczywistością.
Powiem Wam, że z myślą, czy dobrze zrobiłem z tymi studiami, poważnie biłem się jakieś kolejne 7 lat. Ale jak teraz spisuję kolejne wydarzenia, widzę, że niepotrzebnie się stresowałem 🙂
Na początku studiów, w listopadzie 2009. roku, strasznie się na tych studiach nudziłem. Miałem problem z byciem „sprawnym” przy zmienianiu grup, braniu dodatkowych zajęć, nie chciałem ryzykować pójścia na grupy „gwiazdkowe”. Nie „wszedłem dobrze” w życie w Warszawie. Mieszkałem też wówczas przez pół roku w akademiku. Trafiłem na ogromnie stresujący skład w pokoju. To były najtrudniejsze miesiące mojego życia. Schudłem 10 kg w ciągu 3 miesięcy. Gdy kolega z LO zaproponował mi zamieszkanie z nim, to na 2 tygodnie przed sesją, w połowie stycznia 2010. roku, zdecydowałem się na nagłą przeprowadzkę.
Nie wiem, jak ja bym to wytrzymał, gdyby nie to, że naprawdę lekko przeżyłem pierwszy semestr na uczelni 🙂 .
To był też okres, gdy zauważyłem, że moja ówczesna religia i „wiara” nijak nie pomaga – ani w życiu, ani w rozwiązaniu problemów, ani nie byłem niczego pewny, ani nie miałem żadnych podstaw wiary, ani nie czułem bliskości żadnego boga. Zrobiłem wtedy grubą krechę i chciałem sobie wszystko poukładać od nowa. Chciałem wiedzieć, jak funkcjonuje ten świat, czy jest Bóg, a jeśli tak, to jaki to Bóg. Jeśli miałem w coś wierzyć, to chciałbym być tego jak najbardziej pewny i żyć na 100% tym, co mówię. Nie miałem tego wtedy. Gdyby nie to, że przez najbliższe 3-4 lata miałem czas na szukanie, rozmowy i na przemyślenia, naprawdę nie wiem, gdzie byłbym dzisiaj.
Z drugiej strony miałem wówczas lekko na studiach, więc myślałem, że być może warto wziąć drugi kierunek. Bardzo dokładnie przyglądałem się z kolei JSEM-owi (Jednoczesnym Studiom Ekonomiczno-Matematycznym). Badałem, jakie są możliwości przepisania się na ten kierunek, bo znowu ogarnęła mnie myśl „a może to się przyda, co ja tak kategorycznie wszystko stawiam na tą matematykę?”. Już nie pamiętam jak, ale po wielu rozmowach olałem ten pomysł JSEM-u – niewiele by mi to dało 🙂 .
W drugim semestrze, gdy już się „odnalazłem” w Warszawie, było już dużo fajniej. W tym czasie np. żonglowałem średnio ponad godzinę dziennie. Żonglowałem przy każdym przejeździe autobusem. Niektórzy mnie filmowali, inni nerwowo namawiali do schowania „tych kulek”. Żonglowałem też „na mieście” „do kapelusza” – zdjęcie z takiego wypadu jest obrazkiem wyróżniającym dla tego artykułu. To w ogóle historia na osobne wpisy… 😉
Miałem dużo czasu na sprawy nie związane ze studiami, które również mnie ciekawiły. Jak mówiłem, zacząłem szukać kierunku swojego dalszego życia. Polubiłem ten tryb, że poza studiami miałem czas na rozwijanie swoich zainteresowań niezwiązanych z kierunkiem studiów.
Rodzice jednak ciągle mówili o tym drugim kierunku – skoro nie wyszło z JSIM-em, to pomożemy i będziemy cię finansować, aż ukończysz 2. kierunek. W związku z czym, cały czas o tym myślałem…
Ciąg dalszy nastąpi… kiedyś, w innym wpisie 😉