Moje przygody przy próbie wypisania się z Kościoła katolickiego – część 2.

Dziś będzie kontynuacja przygód, które opisałem wcześniej na blogu we wpisie Moje przygody przy próbie wypisania się z Kościoła katolickiego. Akcja jest cały czas przyprawiająca o emocje 😉

W święta sobie chorowałem, więc dzisiaj, w czwartek po świętach, wracając od fryzjera, zadzwoniłem do sekretarza Parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Warszawie. Akurat miałem tam 5 minut piechotą. Sekretarz był cały czas bardzo miły i uczynny, przekazał słuchawkę ks. proboszczowi Arkadiuszowi Wójtowiczowi (zgodnie ze stroną www parafii). Ten był jednak bardzo zdecydowany – tym razem powiedział mi, że nic nie podpiszemy, bo… mam przyjechać z chrzestnymi ze chrztu katolickiego! Następnie odłożył telefon.

Poszedłem jednak do tej kancelarii parafialnej. Tam ksiądz powtórzył, że mam przyjechać z „chrzestnymi” oraz że nic nie podpiszemy. Powiedziałem mu, że mam prawo wypisać się z Kościoła katolickiego i przy obecnej procedurze nie są wymagani chrzestni. Ksiądz stwierdził, że może wezwać policję, straż miejską, bo on jest dla mnie przychylnie nastawiony (czy coś takiego), a ja mu wymawiam różne rzeczy.

Taaa… 😉

Rozumiecie to? Pan ksiądz Arkadiusz dla swojego widzimisię chciałby, abym dodatkowo ściągał dwie osoby z różnych miejsc w Polsce, no i po co? Pewnie znowu znalazłby jakąś wymówkę. Może by zabrakło rodziców? Wszystkich świadków „pierwszej komunii”? Co jeszcze? To jest totalne lekceważenie prawa, co tam prawa – lekceważenie człowieka. Stanowisko proboszcza nie uprawnia do takich zachowań 🙁 . Jezus radził coś zupełnie przeciwnego.

Ale Jezus przywołał ich do siebie i powiedział: Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, panują nad nimi, a ich wielcy sprawują nad nimi swą władzę. Lecz nie tak ma być wśród was, ale kto między wami chce być wielki, niech będzie waszym sługą. A kto z was chce być pierwszy, niech będzie sługą wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służyć i aby dać swe życie na okup za wielu. [Ewangelia Marka, rozdział 10, wersety 42-45]

Jestem ciekawy, co ten ksiądz ma w głowie, że tak się zachowuje. Szczerze, nie rozumiem tej nieustępliwości w uprzykrzaniu życia.

Znowu, widziałem, że sekretarz spuścił wzrok, a gdy ks. proboszcz poszedł do oddzielnego pokoiku, zapytałem, dlaczego ks. proboszcz robi takie rzeczy, nie stosując się do prawa, które go obowiązuje. No cóż… „przełożonych się nie wybiera”.

Udało mi się uzyskać dane kontaktowe do „organu nadzorczego nad parafią”, tzn. Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Niecałą godzinę później rozmawiałem z panem „notariuszem” z kurii (tak nazywają tego pana), gdzie poinformowałem go o mojej sytuacji z ks. proboszczem. W ciągu 3 godzin pan „notariusz” z kurii raz zadzwonił do mnie, że próbował już 3 razy dzwonić do ks. Arkadiusza, bezskutecznie, a pewien czas później zadzwonił do mnie drugi raz z nowiną, że jednak mu się udało porozmawiać z ks. Arkadiuszem. Efekt? Bardzo pożądany! Proboszcz przyjmie ode mnie te dokumenty! 🙂

Powiem Wam jedno – gdyby każdy urząd działał w takim tempie, jak działają te kurie, wszystko szłoby bardzo szybko. Nie wiem, ile takie kurie mają pracy w porównaniu z urzędami państwowymi (zapewne mniej, ale nie wiem), ale jak mają coś zrobić, robią to szybko i dobrze (w pierwszej części opisywałem problem z wydaniem aktu chrztu, gdzie również uzyskałem pomoc „z kurii”). Przynajmniej to moje doświadczenie z nimi.

Proszono mnie, abym też dopisał w dokumencie, że „nie życzę sobie obecności katolickiego księdza na moim pogrzebie”. Dobrze, będę więc drukował dokumenty po raz trzeci. Pytanie, z jaką datą mam drukować, żeby tym razem trafić 😛 . Zadzwonię tam jeszcze po południu, dopytam, czy ks. Arkadiusz będzie jutro rano na parafii, i jeśli tak, to wydrukuję dokumenty z jutrzejszą datą 😉 . Mam nadzieję, że to będzie bez znaczenia.

Jak to dobrze, że w kościele domowym, którego jestem częścią, nie ma takich problemów. Nie trzeba się z niczym kryć, ludzie się znają i są prawdziwi przed sobą nawzajem, wszystko jest żywe, nie trzeba załatwiać sterty dokumentów. Czytając Dzieje Apostolskie od razu mocno rzuca się w oczy to, jak żyli tamci wierzący. Jednym słowem – kościół musi być PRAWDZIWY.

Ciąg dalszy nastąpi, choć sam bym chciał mieć to już za sobą… 😛

P.S. Znalazłem w Internecie takie zdanie „notoryczne niepraktykowanie nie jest jednak dowodem na apostazję”. Jeśli myślisz, że nie uczęszczając w życiu wspólnoty, Kościół katolicki nie traktuje Cię jako katolika – mylisz się. Oczywiście można pytać, dlaczego tak jest… ale tak już jest, jeśli nie uważasz się za katolika, to póki sam coś z tym nie zrobisz, w dokumentach ciągle nim jesteś. Rób z tym co chcesz.

Ciąg dalszy tej historii znajdziesz tutaj:
3) Moje przygody przy próbie wypisania się z Kościoła katolickiego – część 3.
oraz
4) Moje przygody przy próbie wypisania się z Kościoła katolickiego – część 4. OSTATNIA!

Zapraszam!